„(...) Po prostu poziom – pod tym, wykonawczym względem – był tym razem bardzo wysoki. Ośmielam się nawet sądzić, iż niektórzy laureaci ubiegłorocznego SFP ( uznanego za dobry) – nie zmieściliby się tym razem na liście nagród...
Jakimi więc walorami odznaczali się laureaci tegorocznego konkursu?
Oto
Dorota Ślęzak z Krakowa: niepozorna dziewczyna ze skrzypeczkami, czyściutko wyśpiewująca trudne melodyjki własnego autorstwa. Jako kompozytorka i wykonawczyni wyraźnie zafascynowana odrębnym światem „Piwnicy Pod Baranami” (w której zresztą aplikuje). Ale przecież nie za ów gust – świetny, uważam – została młoda krakowianka nagrodzona. Przypadła ona do gustu jurorom jako niezwykły, naturalny talent, tyleż muzyczny, co sceniczny. Ślęzakówna, jak nikt na tym festiwalu, potrafi skupić na sobie uwagę, potrafi opowiadać swe historie i wciągać w nie słuchaczy, potrafi przenieść nas, widzów w swój własny świat. Jej występ ma coś z magii. To swoiste aktorstwo (bo czymże jest aktorstwo, jeśli nie umiejętnością opowiadania i tworzenia tą opowieścią ułudy, iż wkraczamy w inny świat?), godne oprawy, repertuaru, etc. To szczęście, że laureatka tegorocznego SFP trafiła do „Piwnicy...”: tam gust Skrzyneckiego, geniusz Koniecznego i duch bohemy będzie wspierał ten niezwykły talent. (...)”

/Jan Poprawa "Świat można zdobyć" "Dziennik Polski", 21 maja 1996/

„W czasie Wielkiej Rewii Jubileuszowej, w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie Piotr Skrzynecki, przedstawiając publiczności Dorotkę Ślęzak – opatrzył ją epitetem: „Nasza najmłodsza, znaleziona w pudełku na Plantach”. Widownia się zaśmiała, a ja pomyślałam o tych pudełkach magicznych, którymi kiedyś fascynowały się dzieci; w sposób wtajemniczony naciskasz wieczko, ono się z trzaskiem odmyka i na sprężynie wyskakuje mały chochlik lub żabka, coś nieoczekiwanego. A Dorotka wyskakuje z pudełka jako mała jesienna brzózka nakryta kopułą złotych i rudych listków – i to już jest niezwykłe! A później komponuje, gra, śpiewa i czysta świeżość jej głosu to następna niezwykłość!! Dorotka lekko, jakby od niechcenia zbiera nagrody, pierwsze miejsca oczywiście – no i gdzież trafia? Do „Piwnicy Pod Baranami”, która także jest magicznym pudełkiem –gniazdem talentów, co skaczą w stronę sukcesu – od lat! Dorotko, zostań w „Piwnicy...”, Cieszymy się, że do nas trafiłaś!”

/Janina Garycka, grudzień 1996/

„Polska Kate Bush”.

/Czesław Niemen, XXIII Spotkania Zamkowe, Olsztyn, lipiec 1996/

„(…) Kto zacz Dorota Ślęzak? Jest studentką anglistyki UJ, komponująca sobie piosenki i grającą na skrzypcach, która w kabarecie Piotra S. pojawiać się zaczęła bodaj jeszcze zanim w 1996 roku z wielką klasą wygrała 32 Studencki Festiwal Piosenki. Byłem świadkiem tamtego występu, słyszałem ją i potem. Ma w sobie jakąś kruchość, zwiewność, a zarazem siłę, a przede wszystkim głos czysty, wibrujący, intrygujący, którym operuje ze swobodą i intonacyjną bezbłędnością. Poza tym ta dziewczyna umie „być” na estradzie – poruszać się, z wdziękiem ogrywać swą urodę, której miedziane włosy są atrybutem dominującym.(...) Dorota Ślęzak – warto zapamiętać to nazwisko – ma naprawdę warunki, by stać się Artystką. Nie darmo zachwyca się nią Jan kanty Pawluśkiewicz, który w związku z tym wystąpił w piątek w roli konferansjera. Jak to zaśpiewała Dorota Ślęzak?

Za brzegiem znajdę mój dom nowy
Tylko najpierw muszę przejść przez rzekę
I nadzieje spełnione w moim domu mieszkają
Tylko ja jeszcze przed brzegiem…

Ona ten brzeg osiągnie. Wierzę w to mocno.”

/ Wacław Krupiński, "Różne brzegi sztuki" "Dziennik Polski", 25 listopada 1997/

„(...) Kompozycja recitalu Przed brzegiem była intrygująca. Artystka Ślęzak prowadziła uroczy dialog z artystą Turnauem. Razem szukali punktów stycznych. On odkrył jej glos pięć lat temu, ona pozwoliła go wtedy wyłowić, śpiewając Śnieżnobiałość, oboje mają takie same zainteresowania lingwistyczne (Turnau studiował anglistykę, Dorota ją kończy). – Płomienna dziewczynka zeszła z obrazów mistrza flamandzkiego i zaśpiewała porcelanowym głosem – wspominał Grzegorz Turnau. Istotnie, gdy Dorota śpiewała o macierzance, kadzielnicy miłości, tnąc jednocześnie smyczkiem powietrze, wyglądała renesansowo. A w chwilę później była zupełnie dwudziestowieczna w kostiumie w pomarańczowe ciapki. W innym stroju wykonanie piosenki Tańcz Grażyno do słów Janiny Garyckiej nie wypadłoby tak przekonywująco. Kiedy Dorota znikała za kulisami w celu kolejnej zmiany image’u i następowała przerwa techniczna, Grzegorz Turnau wypełniał owe kilka minut sobą, czyli „śpiewał technicznie”. Artystka szybko wracała, aby przypomnieć publiczności, kto naprawdę jest tu głównym bohaterem, choć Turnau nie był scenicznie zaborczy. Balladka o ćmie z repertuaru Leszka Wójtowicza stała się przyczynkiem do minidyskusji – ćma była koloru miedzianego, a i włosy Doroty barwy takowej. – Czy pan skorzystałby z tej miedzi? – zapytał Grzegorz Turnau znanego krakowskiego miedziorytnika, który przyszedł do Piwnicy. – Pytanie jest trochę trudne – odpowiedział miedziorytnik (Krzysztof Skórczewski). Na sam koniec „prcelana w miedź oprawiona” wespół z kompozytorem Adrianem Konarskim zaprezentowała utwór Gdzie jesteś i jeszcze tytułowy Przed brzegiem. I to było piękne, bo Dorota śpiewała głosem należący do tych nielicznych, które słuchają swych właścicieli.

/RR, "Porcelana w miedzi" "Gazeta Wyborcza" 12 stycznia"1998/

„Piwnica Pod Baranami to miejsce, nad którym krążą demony – słychać tu trzepot anielskich skrzydeł i diabelskie chichoty po kątach. Nikogo nie dziwią słowa: Widziałam jak anioł z nieba spadł... Znakiem ciągłości tradycji jest fakt, że wiersz o aniołach Wieśka Dymnego wzięła za motto i tytuł – piosenki i programu – Dorota Ślęzak. Rudowłosa, eteryczna dziewczyna gra na skrzypcach, komponuje i śpiewa. Piotr Skrzynecki mówił, że znalazł ją na Plantach w pudełku po czekoladkach. Młoda anglistka, od czterech lat występująca w kabarecie, zaprosiła na wieczór „anielskich” piosenek do tekstów m.in. Herberta, Bursy, Szymborskiej, Dymnego. Muzykę napisali specjalnie dla niej Stanisław Radwan, Jan Kanty Pawluśkiewicz, Grzegorz Turnau i najmłodszy piwniczny kompozytor Adrian Konarski. Turnau zaśpiewał „anielskie” piosenki, Jan Nowicki czytał „anielskie” wiersze, Marek Pacuła poprowadził uroczystość odsłaniania pasteli Krzysztofa Skórczewskiego, który swoje anioły – upadłe, roznegliżowane i wzniosłe – dowcipnie skomentował. Anioły przewijały się także w scenografii Sebastiana Kudasa – skrzydła i malowane sylwetki z realistycznymi odlewami twarzy (niektórzy szukali w nich rysów uczestników wieczoru). Nad głowami gości unosiły się duchy Skrzyneckiego, Dymnego i Garyckiej: to anioły namalowane na suficie mieszkania Na Groblach były inspiracją dla Doroty Ślęzak. Recitalem dziękowała, że los zetknął ją z legendarnymi twórcami Piwnicy. Śpiewała pięknie i prezentowała się anielsko. – W Piwnicy był czarny anioł – Ewa Demarczyk, biały – Anna Szałapak, oto objawił się rudy – pomyślałam i to samo ogłosił ze sceny z diabolicznym uśmieszkiem Jan Nowicki! Krążcie dalej aniołowie nad tym miejscem, które dzięki starym i nowym artystom – trwa.”

/Barbara Natkaniec, "Inwazja aniołów na Piwnicę "Przekrój", 6 luty 2000/

Jak z Vermeera

Były w Piwnicy czasy Czarnego Anioła (Ewa Demarczyk), były Białego (Anna Szałapak), teraz przyszła pora na Rudego, zwanego Miedzianym (Dorota Ślęzak)

Pewnego razu Janina Garycka w Vis-a-vis wyjawiła, że minionej nocy przyśnił jej się anioł. Facet, siedzący przy sąsiednim stoliku, przechylił się nagle i zapytał: – Pani Janino, a jaki był duży? – normalnego wzrostu – odparła.
Janina Garycka kochała anioły. Często je rysowała, często o nich mówiła. Kiedyś namalowała anioły tańczące na suficie swego mieszkania.
To z inspiracji jej osobą powstał recital Doroty Ślęzak, młodej piwnicznej pieśniarki. Zatytułowała go …przyszłam po kolor dla mojego anioła… i wypełniła pieśniami o aniołach – tych metafizycznych i tych „normalnego wzrostu”. Skomponowali je Jan Kanty Pawluśkiewicz, Stanisław Radwan, Adrian Konarski i sama pieśniarka do tekstów Agnieszki Osieckiej, Barbary Stępniak-Wilk, Jonasza Kofty, Włodzimierza Słobodnika i Leszka Wójtowicza. W anielskich pieniach artystce towarzyszyli Grzegorz Turnau i Leszek Wójtowicz (we wzruszającej balladzie poświęconej właśnie Garyckiej) oraz septet muzyczny (kwartet smyczkowy plus fortepian i flet) pod wodzą Adriana Konarskiego.
Strzeż mnie aniele strzeż, jutro i tak ci ucieknę, lecz zanim znajdę się w piekle, strzeż mnie aniele strzeż” – śpiewała bohaterka wieczoru. „Mój aniele, ja chcę z Tobą cudzołożyć, chcę lat późnych z tobą dożyć, więcej nie chcę nic” – wyznawał towarzyszący jej Grzegorz Turnau w pięknym wierszu Wiesława Dymnego.
Dorota Ślęzak – delikatna, drobnej postury, potrafi zaimponować głosem – jego barwą, skalą i odpowiednim wykorzystaniem. Niepostrzeżenie zmienia nastroje i wcielenia. Jest czuła i ciepła, jak w przejmującej pieśni Jana Kantego Pawluśkiewicza A gdy się rodzisz, zainspirowanej Dickensowską „Opowieścią wigilijną”, by po chwili przekornie wyznać Chcę być modelką u Rubensa czy przekomarzać się w zabawnym tekście Leszka Wójtowicza o ćmie, twierdząc, ze rude to miedziane, gdyż tak brzmi lepiej. Rude to rude. Też brzmi dobrze.
Do krakowskiego kabaretu trafiła kilka lat temu. Ponoć znalazł ją Piotr Skrzynecki w pudełeczku, gdzieś na Palantach – głosi piwniczna legenda. Tak naprawdę odkrył ją dwa lata wcześniej Grzegorz Turnau podczas pieśniarskiego konkursu.
Dorota Ślęzak śpiewa o aniołach. Także o malarzach. Oni przecież często malują anioły. Te metafizyczne i te normalnego wzrostu.
Jej recital ma w sobie coś z malarskiego wernisażu. Oglądamy pieśniarkę w różnych optykach. Chwilami wygląda, jak gdyby zeszła z płótna Vermeera van Delft, chwilami jak anioł Botticellego, chwilami jak ćma miedziana…

/Jerzy Armata, "Gazeta Wyborcza", 15 stycznia 2002/

Cienkość porcelany
Recital Doroty Ślęzak w Piwnicy pod Baranami

Ze śmietanką. Bez cukru. Tak jak lubię. Która to już kawa dzisiaj? Za oknem lepka ciemnosć jak czarna mgła otula świat bandażem. Za oknem czas gęsty, czas tłumionego powietrza. Czas, co pochłania wszystko: krzyk ptaka, rzężenie ulicy, bełkot telewizora, jazgot myśli bezmyslnych. Więc która już dzisiaj?
Mieszam śmietankę. I nagle dźwięk, co jak szpilka dziurawi tę mgłę, dźwięk – kryształ: uderzenie łyżeczki o filiżankę. Dźwięk czysty.
Czy nie taki właśnie brzmiał przed trzema godzinami, gdy słuchałam
recitalu Doroty Ślęzak: ...przyszłam po kolor dla mojego anioła... w Piwnicy pod Baranami? Czysty: bo barwy srebra, bo barwy łzy, bo barwy oddechu po burzy, bo barwy szczęścia, na które nie czekasz. Czysty, bo własny jak życie, bo cichy jak mądrosć, bo skupiony jak przedświt, bo prawdziwy jak umieranie. Słuchałam koncertu kruchości czystej jak naczynia pod skórą. Kruchosci twardej jak dzwon, co opowiada całe swe życie w wybrzmiewaniu i całe swe zycie jednym uderzeniem stwarza. Bo była w tym kruchym dźwięku, geście, uśmiechu jakaś siła. Jakaś pewność. Czegoś. Twarda kruchość. Czysta kruchość. Krucha czystość. Tak śpiewała, tak grał septet, tak trwała muzyka: Doroty Ślęzak, Adriana Konarskiego, Jana Kantego Pawluśkiewicza, tak stawała się poezja: „anielska” i „ziemska”: Jasnorzewskiej-Pawlikowskiej, Dymnego, Kofty... Słowa tężały w dźwięki, dźwięki tężały w słowa. „Muszę cos zrobić z włosami/Muszę coś zrobić z oczami/ Bo tak mi jakos ciemno” – napisała dla Doroty Agnieszka Osiecka i obiecała napisać więcej. Nie napisała. Bo wtedy już tak jej jakoś było ciemno.
Kawkę. Koniecznie. Z podwójną śmietanką. W mojej porclanowej czerwonej filiżance z podstawką. Prawdziwa porcelana musi być cienka. Podniesiona do góry przepuszcza światło. Pewnie tak jak sztuka. Musi przeswiecać. Coś. Żeby było mniej ciemno. Byle nie przeswietlić, bo wtedy znika. „Muszę cos zrobic z nocami/ Muszę cos zrobić z rankami/ Bo tak mi jakos ciemno”. Ślęzak śpiewa
mądrze kruchą czystość. Kompletnie niemodnie, w sepii. Tylne lampy czerwienią jej rude włosy, złocą amorki – bochny chleba, porozwieszane dokoła. Przeświecają lepką ciemnosć za oknem i wielkie anielskie skrzydła, tu na scenie. Może po taki kolor przyszłaś dla swojego anioła, Doroto?

Monika Partyk /"Dziennik Polski" 21 pażdziernika 2003/

Czas Rudego Anioła w Piwnicy pod Baranami

Najpierw królował w Piwnicy pod Baranami Anioł Czarny - Ewa Demarczyk, po jego odejściu zapanował Biały - Anna Szałapak, ostatnie lata należą do Anioła Rudego, czyli Doroty Ślęzak, autorki wydanej niedawno niezwykle interesującej debiutanckiej płyty "Nie wiedziałam"

Jest anglistką (co na płycie dobrze słychać w śpiewanych perfekcyjnie w tym języku dwóch piosenkach), z zamiłowania pieśniarką, także kompozytorką. Gra na skrzypcach i fortepianie, czego nauczyła się w Państwowej Szkole Muzycznej w Kędzierzynie-Koźlu, skąd pochodzi.

Jest autorką muzyki większości pomieszczonych na płycie piosenek. I nie ustępują one jakością pozostałym, będącym dziełem Jana Kantego Pawluśkiewicza, Stanisława Radwana, Grzegorza Turnaua czy Janusza Komana (jedyny na płycie utwór "cudzy" - "Ostatni kadr", znany z repertuaru Hanny Banaszak). Nie różnią się także klimatem, to utwory z tego samego, piwnicznego pnia. "Nasza najmłodsza artystka, znaleziona w pudełku na Plantach" - mawiał o Dorocie Ślęzak Piotr Skrzynecki. Szybko przesiąkła piwniczną poetyką, ale potrafiła sobie znaleźć własne, oryginalne miejsce.

Śpiewa do tekstów autorów piwnicznych (Wiesława Dymnego, Leszka Wójtowicza), ale nie tylko - również do wierszy Ewy Lipskiej, Tadeusza Nowaka, strof Williama Szekspira czy tekstu Heleny Modrzejewskiej. Choć delikatna, drobnej postury, potrafi zaimponować głosem, jego siłą, barwą, skalą i odpowiednim wykorzystaniem. Piosenki na płycie - stylistycznie i dramaturgicznie zróżnicowane - są tego najlepszym przykładem. Z przenikliwym, ale i subtelnym uczuciowym rozliczeniem "Muszę coś zrobić" Agnieszki Osieckiej sąsiaduje "Kuplet o miłości czystej" Dymnego, z pełnym nostalgii "Na naszym ślubnym zdjęciu" Joanny (Wojciechowskiej) Sokolińskiej - zamknięty w klasycyzującej klamrze "Psalm o miłości" Nowaka, z "Wolnym przekładem z Szekspira" Lipskiej - "Pieśń Elfa" ze "Snu nocy letniej" mistrza ze Stratfordu w tłumaczeniu Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, z hitowym, popowym "Remember me" - przepiękna świąteczna "Gwiazda" ("A gdy się rodzisz") Barbary Jaroszewskiej-Kościuszko. Bo, warto wspomnieć, płyta "Nie wiedziałam" ma "bonus na świąteczny czas", zawierający poza "Gwiazdą" jeszcze dwie urocze kolędy, znane dobrze bywalcom piwnicznych opłatków ("Znowu łamiemy się opłatkiem", "Tu czas tak wolno umiera").

Dorota Ślęzak często śpiewa o aniołach. "Widziałam jak anioł z nieba spadł/a gruby był jak trzy anioły/i lecąc na dół głupstwa gadał/a zamiast płakać był wesoły" - powtarza za Dymnym w "Szukam anioła"; "Strzeż mnie, aniele, strzeż, jutro i tak ci ucieknę, lecz zanim znajdę się w piekle, strzeż mnie, aniele, strzeż" - w piosence "Anioł mój lewy" Roberta Kasprzyckiego i Adriana Konarskiego, niestety, nie pomieszczonej na płycie. Znalazła się na niej natomiast "autorska", brawurowo zaśpiewana "Balladka o ćmie": "Powiesz, że jestem jedynym cudem,/że ćmy uwielbiasz, a zwłaszcza rude./Ja zaś przy swoim zdaniu zostanę,/że nie są rude, ale miedziane!".

Kiedy patrzę na Dorotę Ślęzak śpiewającą na piwnicznej scence, przypomina mi się "Koronczarka" Calude'a Goretty z Isabelle Huppert w roli tytułowej oraz słynne płótno Vermeera van Delft, które powstanie tego filmu zainspirowało. Bo - zauważyłem to już przed kilku laty na jednym z pierwszych jej recitali - Rudy Anioł krakowskiej Piwnicy chwilami wygląda, jak gdyby zszedł z płótna Vermeera van Delft, chwilami jak anioł Botticellego, chwilami jak ćma miedziana...


Jerzy Armata, "Gazeta Wyborcza", 10 września 2010r.



Rudy anioł Piwnicy pod Baranami

Dorota Ślęzak po 14 latach od debiutu pod skrzydłami Piotra Skrzyneckiego wydała swój pierwszy album pt. "Nie wiedziałam".
Sama Dorota Ślęzak nazywa tę płytę "zapóźnionym debiutem". Artystka pierwszy raz dała o sobie znać w 1996 roku na Studenckim Festiwalu Piosenki. Jak dziś wspomina, gratulacjom i propozycjom nie było wtedy końca, co pozwało jej wierzyć, że szybko nagra debiutancką płytę. Okazuje się, że musiała czekać aż... 14 lat.

Jej pierwszy album "Nie wiedziałam" ukazał się w maju br. Nie można jednak powiedzieć, że młoda artystka nie skapitalizowała swojego studenckiego sukcesu. Tuż po zdobyciu przez nią lauru na krakowskim festiwalu do Piwnicy pod Baranami zaprosił ją sam Piotr Skrzynecki.

Słowa, którymi zapowiedział jej pierwszy "piwniczny" występ - "Nasza najmłodsza, znaleziona w pudełku na Plantach" - na lata zdefiniowały Dorotę Ślęzak jako eteryczną, subtelną, wręcz porcelanową artystkę. Potem przylgnęło do niej jeszcze inne określenie: trzeciego "piwnicznego" anioła, po czarnym (Ewie Demarczyk) i białym (Annie Szałapak) - rudego. Choć jak śpiewa w "Balladce o ćmie" Leszka Wójtowicza, sama woli określenie "miedziany"...

Piwnica pod Baranami to nie tylko miejsce pracy, ale też najlepsza definicja twórczości Ślęzak - artystka jest bowiem wierna wypracowanej przez ten najpopularniejszy kabaret literacki konwencji artystycznej. Jak sama powtarza, największą wagę ma dla niej słowo i to jemu podporządkowuje oszczędną oprawę muzyczną. Przy akompaniamencie fortepianu i przygrywając sobie na skrzypcach, wykonuje teksty takich tuzów pióra, jak Agnieszka Osiecka, Jerzy Kondratowicz czy Wiesław Dymny, do muzyki własnej lub skomponowanej przez Grzegorza Turnaua, Adriana Konarskiego czy Jana Kantego Pawluśkiewicza.

Na płytę artystka wybrała ze swojego bogatego repertuaru (prócz "piwnicznych" występów objechała też Polskę z trzema programami) 17 najlepiej definiujących ją utworów. Wszystkie wykonała czystym głosem, pewnie nim operując i oddając charakter tekstów, w których - obok dominującego liryzmu - nie brakuje ironii i przewrotności. Cóż, album "Nie wiedziałam" jest tańszy niż bilet do Krakowa, a gwarantuje podobne przeżycia...



  Marcin Mindykowski, "Dziennik Bałtycki", 13 września 2010r.